sobota, 25 kwietnia 2015

Na Atlantyku





Przeprawa przez Atlantyk jest nie lada wyczynem. Miałam przyjemność przepłynąć wody oceanu na żaglowcu Fryderyk Chopin.( wcześniej już o tym pisałam ). Morze Karaibskie opuściliśmy po pobycie na wyspie St. Martin i zaczęliśmy kierować się na nikomu nieznane Bermudy. Podróż zajęła nam 7 dni. Prawie każdego ranka budziło nas piękne słońce, spokojny ocean. Niejednokrotnie towarzyszyły nam delfiny. Kolor oceanu jest przepiękny, turkusowy. Po dwudniowym pobycie na Bermudach czas wypływać w kierunku Azorów. Przelot zdecydowanie dłuższy, bo trwał 10 dni. Było to czas wyjątkowy, ale i bardzo trudny. Brak kontaktu ze światem zewnętrznym momentami był nie do zniesienia. Bałam się "wielkiej wody" i tego co może się wydarzyć. Wiadomo wyobraźnia :) Jak się później okazało nie nie taki diabeł straszny, jak go malują. Często towarzyszyły nam wieloryby, delfiny i latające ryby. Ale chyba największe wrażenie zrobiły na mnie wschody i zachody słońca i oczywiście rozgwieżdżone niebo milionem gwiazd. Taki widok możliwy jest tylko na oceanie. Wrażenie niezapomniane. Wbrew pozorom przez cały Atlantyk była piękna pogoda, świeciło słońce. Wiało niezbyt często, co powodowało, że trzeba było zwijać żagle i płynąć na silniku. Kilka razy padało i był sztorm, nawet 12 w skali beauforta. Można przeżyć, przechyły też. Tylko początki są trudne. I w końcu trzeci odcinek Atlantyku z Azorów do Falmouth przepłynęliśmy w 10 dni. Trochę długo, ale wiatry nie sprzyjały. Na statku wszyscy są zdani na siebie, nie można uciec i pobyć samemu, bo wszędzie cię znajdą. Wszystko robi się wspólnie. Tak jest w załodze.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz